Rewolwery na fioletowym tle
Rewolwery na fioletowym tle

Człowiek, który zabił Liberty Valance’a

9 maja 2024 / 18:00
Człowiek, który zabił Liberty Valance’a (The Man Who Shot Liberty Valance, USA 1962)

Reż: John Ford
Obsada: James Stewart  (Ransom Stoddard), John Wayne (Tom Doniphon), Vera Miles (Hallie Stoddard), Lee Marvin  (Liberty Valance), Edmond O’Brien (Dutton Peabody) i inni.

W 1949 roku Dorothy Johnson opublikowała swoje opowiadanie „Człowiek, który zabił Liberty Valance’a”. Ford kupił prawa do adaptacji w marcu 1961. Chociaż wytwórnia Paramount niewątpliwie wolałaby, aby film był kolorowy, Ford stanowczo sprzeciwiał się temu. Ford uważał, że kluczową sceną filmu była strzelanina na ulicy pomiędzy Ransomem Stoddardem i Liberty Valancem, ale uważał, że właśnie ona nie może być kolorowa. Kiedy scena została zmontowana, Ford powiedział: „Widzicie, powstała z tego cholernie dobra sekwencja. Kolor nie byłby tutaj nawet w połowie tak mocnym walorem”. Wiedział, że stworzył późne arcydzieło gatunku. Ten „jesienny” western to gra tożsamościowej pamięci westernowej formy - począwszy od słabo zaludnionych scenerii miasteczek Dzikiego Zachodu po archetypy bohaterów. Ransom Stoddard grany przez Jamesa Stewarta wrócił do Shinbone, miejsca, w którym rozpoczęła się jego kariera, aby pochować starego przyjaciela, Toma Doniphona. Przyjedża złożyć mu hołd. Decyduje się zrzucić z siebie ciężar skrywanej prawdy po czterdziestu latach, Stoddard opowiada historię swojego przybycia do Shinbone, historię walki z szalonym bandytą Liberty Valance i prawdziwą historię jego śmierci. W „Liberty...” panoramy są prawie całkowicie nieobecne, a oko Forda w komponowaniu planu sfokusowane jest na intymnych zbliżeniach. Pod względem wizualnym jest to jeden z najzwyklejszych (bo obyczajowych a nie epickich) filmów Forda – ale rezonans aksjologicznej tematyki z nawiązką rekompensuje fakt, że jest to film „starych ludzi” – a nie ekspresywna symfonia westernu w klasycznym stylu „Stagecoach” czy „The Searchers”. Wyciszony utwór kameralny, który jest ostatnim filmem Forda, w którym wygasanie dramatycznej energii nie przeszkadza. James Stewart i Edmond O’Brien są świetni, ale to John Wayne jest rdzeniem filmu. Nawiązał do swych największych kreacji - ponownie wywołując wściekłość i rozczarowanie. Przejmuje tu samowiedza - jego postać w pewnym sensie, na pewnym poziomie wie, że zabijając Valance’a, zabija siebie. W sercach bohaterów panuje niepokojąca bierność. Doniphon pozwala Stoddardowi mieć kobietę, własne miasto, swój Zachód. A tymczasem sam Stoddard jest bezsilny wobec Valance’a i bezsilny wobec Doniphona. W tym nostalgicznym arcydziele jedynym prawdziwym czynnikiem władzy jest sam czas, który robi straszne rzeczy – wykopuje przepaść między młodością i starością. Każdy tu pozornie dostaje to, czego chciał, ale nikt nie jest szczęśliwy. Witajcie w XX wieku. Reakcję na ten najbardziej elegijny z filmów Forda początkowo zdominowały oceany medialnej niewrażliwości. „Variety” notowało, że można to przydługie i marudne dzieło skrócić o co najmniej o dwadzieścia minut, a twardziel Bosley Crowther z „New York Timesa” nazwał film „mroczną bajeczką” i uznał za przykład pełzającego zmęczenia Hollywoodu. Dzisiaj już wiemy jak pochopne i niesprawiedliwe były te oceny.

 

Przedstawiamy Wam rozkład jazdy na najnowsze seanse:

Akademia Zapomnianych Arcydzieł Filmowych na Nowy Rok!

 

23 maja 2024, godzina 18.00

Za garść dolarów

(A Fistful of Dollars, USA 1964)

Reż. Sergio Leone

Polecamy

Strona powstała w ramach przedsięwzięcia grantowego „Dom otwarty” realizowanego w projekcie „Kultura bez barier” współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

Recent Posts

Top Categories

Top Tags