Za garść dolarów (A Fistful of Dollars, 1964)
Reż: Sergio Leone
Obsada: Clint Eastwood (Joe), Marianne Koch (Marisol),
Gian Maria Volontè (Ramón Rojo), Wolfgang Lukschy (John Baxter), Sieghardt Rupp (Esteban Rojo) i inni.
Kiedyś pogardzano kinem klasy „B” spod ręki Sergio. Teraz wszystko się zmieniło. Nawet w czasie premiery „Pewnego razu w Ameryce” nie mogliśmy jeszcze wiedzieć, że film, który upamiętniał powrót Leone na ekran po długiej nieobecności, będzie jednocześnie jego ostatnim. I nawet wtedy Leone nie był jeszcze tak bardzo uznanym mistrzem jak dzisiaj. Jego sława, sukces oraz akceptacja krytyczna (a pośród publiczności powszechny kult jego obrazów) były w dużej mierze wydarzeniem pośmiertnym w karierze artysty. Czasem kojarzono jego postać poprzez niejasne odniesienia do Clinta Eastwooda lub formuły tzw. „spaghetti westernów”, ale rzadko z adoracją tego co wyjątkowe i ważne w filmach tego popowego artysty. Oczywiście Leone nie był wynalazcą włoskiej odmiany westernu. Nie był pierwszym, jedynym i najpłodniejszym twórcą gatunku. Jednak ostateczny komercyjny i artystyczny sukces jego filmów był kluczowym czynnikiem w ugruntowaniu wiarygodności europejskich reżyserów w obrębie tego najbardziej amerykańskiego gatunku. Właśnie po ujawnieniu nazwiska „Sergio Leone” w napisach początkowych „Za kilka dolarów więcej” stało się ono wizytówką popowej filmowej Europy w Hollywoodzie. A kiedy amerykański establishment krytyki odkrył Leone zaczęła się spóźniona kariera jego wczesnych filmów.
Włoski western jest przedłużeniem hollywoodzkiego westernu, ironiczną reakcją na jego schematy. Filmy obfitują w odniesienia do klasyki Hollywoodu i reżyserów, wobec których Włosi w Hollywoodzie mają dług: Johna Forda, Howarda Hawksa, Johna Sturgesa, Budda Boettichera, Anthony’ego Manna, Nicholasa Raya, Henry’ego Kinga, Henry’ego Hathawaya, Roberta Aldricha i Samuela Fullera. Nawet najbardziej oburzające zwroty akcji, ryzykowność kreacji postaci i wątpliwa etyczność we włoskich westernach są w zasadzie wariacjami na temat hollywoodzkich konwencji lub ich satyrycznym odwróceniem. Włosi, podobnie jak ich hollywoodzcy idole z klasycznej epoki kina, pracowali w oparciu o ustalony mit, a różnice w podejściu wynikały z odmiennych indywidualnie wizji i nowych kontekstów społeczno-historycznych. Leone jest dla Forda tym, czym Eurypides dla Ajschylosa; a przecież w antyku wszyscy byli dłużnikami mitów i Homera. Włoska przebudowa amerykańskiego mitu charakteryzuje się bardziej cynicznym spojrzeniem na ludzi, na ich motywacje i mroczne cechy. Podkreśla się przemoc i okrucieństwo, zwłaszcza znęcanie się nad niewinnymi ofiarami. W końcu powstaje wzorzec: rewolwerowiec - najemny bandyta, który nawiązuje do romantycznej figury antybohatera.
Ta tradycja i wizja są wyraźnie widoczne w „Za garść dolarów”, niezwykłym filmie, w którym Sergio Leone po raz pierwszy ukazuje cechy tematyczne i stylistyczne powtarzające się w całej jego twórczości: najemny zabójca dla nagrody nawiedzany jest przez bliżej nieokreślone duchy ze swej bujnej przeszłości. Dochodzi do tego technika filmowania: zapierające dech w piersiach, łamiące dotychczasowe zasady stosowania panoramicznego ekranu; z drugiej strony niemal fetyszystyczne przywiązanie do zbliżeń; dziwaczne - jakby pretekstualne - fabuły, które nie mają nic wspólnego z motywacją ani logiką; bezprecedensowe połączenie muzyki i obrazu; i w końcu szalone tempo tego quasi-mitycznego opowiadania historii.
„Za garść dolarów” pozostaje przypadkiem szczególnym w historii kina, będąc rodzajem remake’u na sterydach „Yojimbo” Akiry Kurosawy (1961). Oczywiście korzenie tej historii sięgają jeszcze głębiej: Samo Yojimbo opiera się na filmie Budda Boettichera „Buchanan Rides Alone” (1958). A jeszcze dalej struktura, tematyka i amoralno-komiczny ton opowieści nawiązują do noirowych „Czerwonych żniw” Dashiella Hammetta (1929). Sergio Leone postrzegał tę historię także przez włoski filtr - jako przeróbkę sztuki XVIII-wiecznego dramaturga Carlo Goldoniego „Arlecchino servo di due padroni” (Sługa dwóch panów), która była sercem weneckiej komedii dell’arte.Jeśli ta skrócona genealogia „Za garść dolarów” jest mniej więcej poprawna - to już widać, że międzykulturowe korzenie filmu są tak złożone, jak bywa tylko postmodernizm (choć to ryzykowna teza). Włoski pomysł na fabułę, amerykańska historia i mit, japońska filmowa maestria i tradycja buffo – wszystko to składa się na matrycę obrazów i tematów, z których Leone stworzył „Za garść dolarów” w 1964 roku i następne obrazy tylko wzbogacał o podobne gry kulturowe.
Wspaniała partytura innego Włocha - Ennio Morricone - wyznacza muzycznie urzekające tempo, w jakim bohaterowie poruszają się w przestrzeni w danym ujęciu lub scenie tego przewrotnego filmowego baletu.
Przedstawiamy Wam rozkład jazdy na najnowsze seanse:
Akademia Zapomnianych Arcydzieł Filmowych na Nowy Rok!
Następny seans:
13 czerwca 2024, godzina 18.00
McCabe i pani Miller
(McCabe and Mrs Miller, USA 1971)
Reż. Robert Altman