Ósma żona Sinobrodego (Bluebeard’s Eighth Wife, USA 1938)
reż. Ernst Lubitsch
obsada: Claudette Colbert (Nicole De Loiselle), Gary Cooper (Michael Brandon), Edward Everett Horton (markiz De Loiselle), David Niven (Albert De Regnier), Elizabeth Patterson (ciocia Hedwiga) i inni.
Nie ma większej legendy w historii „sophisticated comedy” niż pochodzący z Europy , z jej ducha – Ernst Lubitsch. Stąd ten film jest dziełem wynikającym z przekory jego twórcy. Komedia „Ósma Żona Sinobrodego” była obliczana na duży sukces (pod koniec lat 30. Lubitsch bardzo tego potrzebował – chciał odświeżyć swój znany wszystkim styl). Zatrudnił więc dwie największe i najpopularniejsze gwiazdy Paramount – Gary’ego Coopera i Claudette Colbert. Zatrudnił błyskotliwych scenarzystów, którzy wkrótce stali się sławni dzięki swemu nieposkromionemu dowcipowi (Charles Brackett i Billy Wilder – który był jeszcze przed reżyserską karierą). Trudno powiedzieć, co Lubitsch mógł mieć na myśli mówiąc przy tym filmie o genologicznym terminie: „mentalny slapstick”, ale rzeczywiście komedia próbuje używać w nowy sposób starej burleskowej konwencji. Komizm jest tutaj bardzo cielesny, uproszczony. Lubitsch rezygnuje ze swoich ciętych językowych żartów. Trochę to obscena, trochę bijatyk, dużo spadających i rozbijających
się przedmiotów. Nigdy tak blisko nie zbliżył się Lubitsch do bulwarowej farsy, nawet w swoim niemym kinie nie kusiły go te formy. Być może w tej uproszczonej nostalgii obecna jest też swoista amerykanizacja jego dystynktywnego stylu. Ale nie polega to wszystko na kompromisie wobec niskiego gustu popularnej widowni. Idzie tu raczej o obsesję Lubitscha na punkcie „bezmyślności”, marzenia o filmie programowo antyintelektualnym – czysto obrazowym, filmowym. Jest to w końcu często bardzo zabawna, a przy tym bardzo stylowa komedia. Tyle, że wysublimowane żarty wczesnego Lubitscha zastępuje tu feria gagów. Dzisiaj oglądamy ten film olśnieni jego realizacyjną lekkością. Wtedy nostalgiczny powrót do slapsticku był chyba przedwczesny. Publiczność okazała się dość sceptyczna. Nie rozumiała powodów zmiany. Sam reżyser uważał z kolei, że zbyt łatwo śmieje się tutaj ze sfer wyższych i może to być odbierane jako pusty śmiech. Błąd polegał na próbie robienia współczesnych filmów o bogatych bezczynnych żonach i namiętnych playboyach. Powiedział więc dziennikarzom, że odtąd musi kręcić filmy bliższe potocznemu życiu, o ludziach, którzy jednak zarabiają na życie.